Niezwykła historia miłosna, tym razem bohaterem jest komputer a właściwie zaawansowany system operacyjny. Spike Jonze porusza temat przed którym każdy z nas ucieka. Samotność. Her-ona to historia, która swoją premierę miała w dzień zakochanych (nie pytajcie, dlaczego).
Poznajemy losy Theodora uduchowionego i dość skomplikowanego faceta, który zarabia na życie pisząc innym przejmujące, osobiste listy. Uwagę poszukującego nowego celu w życiu, rozbitego po długim związku bohatera zwraca inteligentny system operacyjny. Aktywując go Theodor poznaje „Samanthę”-pogodnie brzmiący kobiecy głos. Z czasem przedziwna więź przeradza się we wzajemne zauroczenie i miłość.
To opowieść współczesna aż do bólu. Ucieczka w wirtualny świat, zmusza mnie do refleksji. W pewnym sensie każdy z nas skazany jest na samotność. Pokolenie ówczesnych dwudziesto, trzydziestolatków ewoluuje w kierunku emocjonalnego e-odczuwania. Co się za tym kryje? Osobiście, ta futurystyczna wizja mnie przeraża. Może wydaje to się trywialne, ale wolę spotkanie face to face, nigdy czatowanie ani poznawanie ludzie online nie było dla mnie przyjemnością. Technologie są ok. Ważne, w jakim stopniu nim ulegamy. Świadomość, że za parę lat przedstawiona historia może być współczesną love story, a ludzkie relacje zastąpione przez zaprogramowane komputery jest przerażająca.
Cudownie, że możemy być z kimś i ten ktoś może podejść na odległość oddechu. Dobrze za kimś zatęsknić, pokłócić się, umówić się na kawę, dotknąć. Dobrze, że w takim świecie nadal funkcjonuję. Niebezpiecznie jest wierzyć w sztuczne emocje. Głupio, obudzić się i stracić wszystko tylko, dlatego, że nasza ”druga połowa” właśnie jest w fazie uptade. Just a click…