Po moim ostatnim obozie piłkarskim (lipiec 2013), obiecywałem sobie, że już nigdy więcej nie pojadę na żadną wycieczkę z dziećmi. A tu pach! Zbliżał się termin wycieczek w mojej szkole, zostałem spytany czy nie chce pojechać na 3 dni z dzieciakami w Góry Świętokrzyskie. Pomyślałem sobie – nie ma mowy, nigdzie nie jadę. I co? Zgodziłem się. Decyzja zapadła, spakowałem się i pojechałem z dzieciakami do kraju Liroya:)
Czym spowodowana jest moja niechęć do wycieczek szkolnych? Trochę traumatycznych przeżyć, a pamiętajcie – wspomnień się nie wybiera. Półtora roku temu opisałem na blogu mój pierwszy obóz z dzieciakami. Link poniżej:
Jakie są prawa i obowiązki kierownika obozu?
Pełniłem funkcję kierownika, bez żadnego doświadczenia, a organizacja wyjazdu wołała o pomstę do nieba. Przysięgam. Byłem odpowiedzialny za dosłownie wszystko – finanse, transport, wyjścia, opieka nad dziećmi. Opieka 24h na dobę w nienajlepszych warunkach, byłem wykończony, wściekły. Przyrzekałem sobie, że nigdy więcej nie zgodzę się na ŻADEN wyjazd. Obiecanki cacanki, a głupiemu radość. Właśnie wróciłem z wycieczki i… z ręką na sercu – nie żałuję! Ale po kolei…
Za organizację wycieczki odpowiedzialni byli moi koledzy, więc mogłem spać spokojnie. Wszystko dopięte było na ostatni guzik, byłem skarbnikiem, a że potrafię liczyć monety, funkcja mi jak najbardziej odpowiadała. Szczegółów wyjazdu nie będę opisywać, chodziliśmy po górach, zwiedzaliśmy zamki, klasztory, Sandomierz. I tyle.
Każde wyjście słono nas kosztowało, wyobrażacie sobie, że za wejście do niewielkiego zamku w Chęcinach dziecko musiało zapłacić 9 zł za bilet ulgowy. I to bez przewodnika!
Takich rodzynków było jeszcze więcej. Największy hitem okazał się Ptasi Azyl, czyli niewielkie gospodarstwo, gdzieś na końcu świata. Po wielkich męczarniach, wiecznych objazdach, utrudnieniach udało nam się dotrzeć na miejsce. Oglądanie kilku ptaków-kalek kosztowało nas 450 zł. Jedyne co dzieci zapamiętają z tego ekscytującego miejsca to plac zabaw oraz… dobrą herbatę. Tak się robi biznes w kieleckim:)
Wzgórze Benedektynów, kadr z horroru klasy C
Śladami Ojca Mateusza…
Największą frajdę dzieciakom sprawiał pobyt w hotelu. Tylko tyle i aż tyle. Wolny czas, który mogli spędzić tylko razem, we własnym gronie. Mam wrażenie, że dla nich największą atrakcją byłby sam pobyt w ośrodku, gdzie mogliby się wyszaleć do woli. Nie byłby to dobry pomysł, zważywszy na ruchliwość naszych dzieciaków. Zwiedzanie ich nie interesowało, tym bardziej że niektóre miejsca było wyjątkowo nieatrakcyjne (wspomniany Ptasi Azyl) czy katedra w Sandomierzu, gdzie przewodnik godzinę opowiadał o obrazach, zabytkach. Stragany z pamiątkami cieszyły się nieustającą popularnością. Za głowę łapałem się patrząc na co dzieciaki wydają swoje kieszonkowe. Miecze, łuki, zbroje, pistolety maski – wszędzie tania chińszczyzna. Każdy wiek ma swoje prawa, 10-cio latki kupowały na potęgę, na szczęście szóste klasy podchodziły do zakupów z lekką dozą niepewności, co do jakości produktów.
Jakie są wady wycieczek szkolnych?
- opieka 24h
- rezygnacja z dodatkowej pracy popołudniami na rzecz wycieczki
- odpowiedzialność za grupę, nadgorliwy rodzice
- odpowiedzialność finansowa
- mało atrakcyjne zabytki
Kilka słów o zaletach:
- możliwość zwiedzenia miejsc, które ciężko było by zobaczyć na „własną rękę”
- zmiana klimatu, wyjazd z ponurej Łodzi
- niezapomniane przeżycia
- integracja z gronem pedagogicznym (też ważne, prawda? 😛 )
- zmniejszenie dystansu pomiędzy uczniami a nauczycieli
Pozwolę sobie rozszerzyć ostatni podpunkt. Na wycieczce uczniowie mogą lepiej poznać nauczycieli, z innej strony, z tej lepszej. Nie ma rygoru szkolnego, jest pewien luz, więcej miejsca na wygłupy. Możemy pożartować sobie z uczniami szóstych klas na innej płaszczyźnie. To wszystko składa się na niepowtarzalny klimat wycieczki, nieosiągalny w warunkach szkolnych. Uwielbiam wkręcać dzieciaków, chłoną wszystko jak gąbki, aż czasami dziwię się, że jestem aż tak “okrutny”.
Niezły ubaw mieliśmy z kierowcy, który ciągle pytał się nas o drogę, był jak dziecko we mgle. Ale trzeba przyznać, dowoził nas na czas, nie zawsze najkrótszą drogą. Pogoda nam nie dopisała, zmarzliśmy, zmokneliśmy, jednak humor nas nie opuszczał. Wejście na Łysą Górę to nie lada wyczyn, zwłaszcza gdy pada, a ziemia zamienia się w śliskie błoto. Trzy osoby nie zdołały pokonać siły grawitacji (złapane zające!). Nie miałem odpowiedniego obuwia, modliłem się w głębi duszy, żeby się nie wywalić. Dzieciaki nie dałyby mi spokoju do końca roku szkolnego. Ba, kibicowały mi, żebym… przywitaj się z glebą. Wyobrażacie sobie Pana od WF-u całego w błocie? Nie dałem im tej satysfakcji:) To właśnie takie chwile, szczegóły zostają w głowie po wycieczce. Wspomnienia, których się nie wybiera… Szkoda, że 6-te klasy odchodzą, szkoda że ja też prędzej czy później pożegnam się z obecną szkołą. Taka kolei rzeczy, przerabiałem to wiele razy, jednak zawsze, ale to zawsze jest mi żal opuszczać miejsca, ludzi, do których się przywiązuję.
Jak w życiu, nie wszystko było idealne. Niektóre atrakcje były zbyteczne, ale i tak dzieciaki najbardziej zapamietają pobyt w hotelu, plac zabaw, wspólnie spędzony czas. I super nauczycieli:) Pojechaliśmy fajną ekipą, oby więcej takich wyjazdów. Już teraz chcę się zapisać na kolejną wycieczkę, byle gdzie, jak najdalej stąd.
Został niecały miesiąc do zakończenia roku szkolnego. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myślą, to będą pierwsze wakacje, w których nie będę musiał szukać pracy. Jestem na kolejnym zastępstwie, ale mam nadzieję że w przyszłym roku również będę pracował w obecnej szkole. Oby, trzymajcie kciuki.