Na moim blogu, staram się opisywać wszelkie alternatywne formy aktywności fizycznej. Wychowanie fizyczne to nie tylko lekka atletyka, koszykówka, czy piłka nożna (wielu z Was zapewne zauważyło moją miłość do “kopanki”). Do tej pory nie opisywałem sztuk walki. Czas to zmienić. Dzięki mojej aktywności w sieci poznałem wielu ciekawych ludzi, dla ktorych praca z maluchami jest pasją. Przedstawiam historię Dariusza Zalewskiego (nauczyciel wychowania fizycznego z 19-letnim stażem, trener samoobrony), jego przygodę ze sztukami walki. Darek opisuje, jak wyglądała jego przygoda z karate, oraz rozwój sztuk walki w ostatnich 30 latach w Polsce.
Początek drogi
Sztukami walki zacząłem interesować się, jak większość kolegów po obejrzeniu kultowego filmu „Wejście Smoka” z Bruce’m Lee. Początki mojego karate to wczesne lata 80-te. W Białymstoku istniały wtedy dwa kluby karate :
1.Klub karate Shotokan, gdzie pierwszym instruktorem był Pan Andrzej Juśkiewicz
2.Klub karate Kyokushinkai, z którego wywodziła się późniejsza grupa zawodników rangi krajowej i europejskiej.
Zapisałem się na karate Shotokan i trenowaliśmy 3 razy tygodniowo po 1,5 h w jednej z białostockich szkół. Treningi w tych latach zgromadziły ok. 120 osób. Karate ściągało rzesze prawdziwych zapaleńców…
Treningi w tych latach były ciężkie fizycznie, oparte w większości na ćwiczeniach ogólnorozwojowych z obciążeniem własnego ciała lub współćwiczącego. Nie było, tak nowoczesnego sprzętu treningowego, jak obecnie w siłowniach, a zakup stroju do ćwiczeń był dość trudny, czasami niemożliwy.
Instruktorzy byli naszymi wzorcami, każdy marzył aby kiedyś, tak jak oni utworzyć własną grupę. Poziom umiejętności prowadzących był bardzo wysoki, startowali oni niejednokrotnie w Mistrzostwa Polski i Europy. Zapał trenujących był wielki i w sali panował prawdziwy „duch karate”. Ta atmosfera nie pojawiła się już nigdy później. W dyskusjach z kolegami, wspominając te lata doszliśmy do wniosku, że wtedy stosowano najlepsze metody treningowe. Choć obecnie pojawiło się wielu „teoretyków” – instruktorów wykształconych w wyższych uczelniach sportowych, praktyka ówczesnych instruktorów i skuteczność nauczania dużych grup jest wzorem obecnie niedoścignionym.
Metody treningowe
Treningi karate w latach 80-tych były bardzo intensywne i skuteczne. Przychodziłem w pierwszym roku treningu na salę 1,5 h przed treningiem, żeby potrenować sam, potem uczestniczyłem w treningu grupy. W trakcie zajęć powtarzano w powietrze setki razy uderzenia, kopnięcia, bloki, formy „ kata”.
Podczas zajęć panowała żelazna dyscyplina. Pamiętam okres treningów, kiedy po każdych zajęciach przeskakiwaliśmy 3 okrążenia dużej sali „ jumpingiem” i po takich zajęciach niektórzy mieli kłopoty z powrotem pieszo do domu. Nasi instruktorzy poza bardzo wysokim poziomem technicznym, odznaczali się silną osobowością i charyzmą, czego później, ani też w czasach obecnych nie odnalazłem u wielu „wypalonych zawodowo” nauczycieli wychowania fizycznego.
Aspekt organizacyjny
Po początkowym silnym rozwoju karate od początku lat 80-tych, nastąpił etap prywatyzacji… TKKF-y przestały istnieć i zgodnie z zasadą – „ile zapracujesz, tyle osiągniesz” rozpoczął się okres powolnego, moim zdaniem, upadku organizacyjnego karate Shotokan w Białymstoku. Instruktorzy mieli bardzo trudną rolę, bo coraz więcej czasu musieli poświęcać na sprawy organizacyjne. Wielu instruktorów założyło własne kluby; niektórzy z większym lub mniejszym powodzeniem. Zaczęła narastać konkurencja w środowisku sztuk walki. Bardzo wcześnie na rynek białostocki , blisko okresu początków karate weszły kluby Aikido, Ving Tsun Kung Fu, Taekwondo….
Współczesność
Porównując karate dawniej i obecnie, zauważam silne dążenie do komercji. Instruktorzy płacąc duże koszty związane z wynajmem sal, reklamą, dążą do rozwoju dużych grup. Narasta z każdym rokiem konkurencja na rynku sportów i sztuk walki: „wszyscy uczą wszystkiego”. Niepokoi mnie pomysł Ministra Gowina – deregulacja zawodu instruktora. Dotknęło to również sztuk walki. Z informacji Ministerstwa Sportu wynika, że obecnie kursy instruktorskie będzie mogła organizować każda firma szkoleniowa i nie ma jednolitości wydawaniu dokumentów i legitymacji, ani też w długości trwania danego kursu, nie ma centralnego wykazu placówek szkolących. Wiele kursów realizowanych jest z dotacji unijnych, co zabija możliwość przeprowadzenia dobrych kursów płatnych. Przy tak wielkim bezrobociu i ubożeniu społeczeństwa, nikt nie będzie chciał płacić za kursy…
Spodziewam się raptownego spadku poziomu szkolenia instruktorów, z uwagi na szeroką dostępność zawodu i dewaluację samego tytułu instruktora, co niedługo nic nie będzie znaczyć. W latach 80- tych pewien Pan X prowadził zajęcia karate w Polsce, pokazując jako dokument instruktorski – kwit z pralni w Hong Kongu. Niedługo dojdziemy do etapu, że zajęcia sportów walki i innych sportów będzie mógł prowadzić każdy. Czy tego chcemy?
Więcej informacji uzyskacie na oficjalnej stronie Dariusza Zalewskiego www.zalewskikarate.pl.tl
Jeżeli chcesz opisać swoją historię, napisz do mnie. Na pewno odpiszę, ale czy opublikuję Twoje przemyślenia, to zależy wszystko od Ciebie. Nie bój się napisać, nie gryzę.